niedziela, 20 października 2013

najważniejsze to mieć do czego wracać.

Brzmi jak wywód 50-latki ? Nic dziwnego - przez ostatnie naście dni przeżywałam prawdziwie przedwczesną menopauzę: zrzędziłam, narzekałam, przeżywałam skrajne zmiany nastrojów, chroniczne bóle głowy, a wieczorami zawijałam się w koc i z opakowaniem wafli ryżowych śledziłam serie odcinków o Carrie Bradshaw. Kota brakowało do kompletu i posklejanych strąków na głowie, bo dres w panterkę był.

 


W tym błogim międzyczasie dostałam wiadomość o następującej treści "Alu, ty zawsze czekasz na cud". Żałosna jestem w okresach depresyjnych, dlatego nie chciałam was już tu zasypywać postami z cyklu "Życie jest beznadziejne, a ja gruba i samotna. Poza tym studiuję ekonomię.". Musiałam się kopnąć w dupę i trochę to trwało zanim dosięgnęłam.



Mam trzy niezawodne recepty na szczęście - pierwsza to jedzenie. Nic tak nie wywołuje uśmiechu jak tabliczka czekolady, pochłonięta niczym jeden słony paluszek. Słodycz jest jednak tylko pozorna... do czasu aż zobaczymy się w lustrze. Tym sposobem znów noszę osiemnastkową spódnicę, która kolorem i rozmiarem przypomina różową bezę. Źle się dzieje w państwie duńskim - czyt. bogatej republice studenta z kościelnej, ale jakby powiedział Grubson (cóż za trafne zestawienie słów) "Naprawimy toooo...".



Druga na liście (choć kolejność jest przypadkowa) uplasowała się moja rodzina. Nie znam zbyt wielu familii, ale zapewniam, że moja jest jedną z tych najlepszych na świecie. Po miesiącu odwyku wreszcie trafiłam do Lubina i naprawdę nie sądziłam, że będę taka stęskniona i tak bardzo ucieszy mnie śniadanie z nimi w wydaniu piżamowym. (Swoją drogą, parę dni temu rodzice obchodzili 20-rocznicę ślubu, przypadkowo, ale jednak - jestem więc dumnym owocem szczęśliwego związku .). Poza tym do żadnego mężczyzny nie wraca się tak dobrze, jak do taty robiącego domową pizzę.

Tym sposobem dotarłam do sedna sprawy - dosłownie rzecz biorąc - do Wrocławia. To tam chowa się to, czego tu najbardziej mi brakuje. Matematyka ? Przy nich to było 45-minut śmiechu, a powroty do domu zawsze dostarczały ciekawych wyznań i plotek. Autobus na ostatnią chwilę był naszą żółtą limuzyną i nikt nie mógł mi odebrać tych chwil, kiedy wszyscy beztrosko leżeliśmy u mnie na podłodze. Nikt. Zrobiłam to sama.

3 godziny do nich w pociągu było niczym. Myślę, że równie dobrze mogłabym spędzić ten weekend na siedzeniu w ich domu i nierobieniu dosłownie niczego. Nie chciałam się spodziewać cudów, niezwykłych wycieczek czy tego, że ktoś z nich przytył, a Madzia wyszła za blondwłosego cygana. Nie obchodziło mnie nic. Chciałam tam być, czuć ich obecność i wiedzieć, że oni zawsze będą na mnie czekać, a ja gdziekolwiek bym nie była - mam do Kogo wracać. 








Koło humorów Majkela - zrobiłam w drugiej klasie, Gralluś trzyma do dziś <3





























 dużo zdjęć, zapisek-jeszcze więcej wspomnień i śmiechu:












było, minęło, ale jeszcze przecież będzie ! 


....choć napisane 170 km dalej.





























3 komentarze:

  1. wkrótce przyjedziemy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny raz żałuję, że się minęłyśmy :( Książka, której masz zdjęcie powinna nosić raczej tytuł "przypadkowe studia" i widzę że Majkel na fotki się załapał nawet :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś nam się uda spotkać NIEprzypadkowo ! :D

      a Majkel znalazł chwilkę w przerwach od imprez

      Usuń