środa, 23 grudnia 2015

25 rzeczy, które zrobiłam raz w roku.

Cholerny listopadowy dzień. Jeden z tych z deszczem i mgłą ograniczającą widoczność na wyciągnięcie ręki. Prawdopodobnie mam przy czole aureolę poskręcanych od mżawki włosów i zaschnięte ślady błota na nogawkach czarnych spodni. Wyciągam z kieszeni ostatniego kabanosa i rozkoszuję się nim w ustach, jakby był ostatnim posiłkiem w życiu. Jest wilgotno. Robi się zimno i ciemno. A my jesteśmy buk wie gdzie w środku lasu. Każdy hałas dobiegający zza krzaków przyspiesza bicie mojego serca. Nie rozglądam się na boki, żeby nie zobaczyć czegoś, czego zobaczyć nie powinnam. Śpiewam żołnierskie piosenki na całe gardło. Nie boję się. Nie boję się niczego.

Już.



Mam je przy sobie. Mam je ze sobą i za sobą. Są jak tarcza. Chcę o nich pamiętać.

1. Obejrzałam film dokumentalny na temat, który nic mi nie mówił

Czatowałam na produkcję o scjentologach. HBO wydało na prawników tyle kasy, żeby go zrobić, że nawet nie śmiem wątpić w jego moc i autentyczność. Właściwie nie wiem czemu tak bardzo ciągnęło mnie do tego tematu (może przez Smitha i Cruisa, których kocham), niemniej zainteresowały mnie recenzje i kontrowersje, a niemożność zdobycia go - tylko wznieciła ogień.  Zamiast tego trafiłam na Amy. Film zebrał kupę nagród i świetne opinie moich znajomych, dlatego skusiłam się, wiedząc tylko, że chcieli ją wziąć na odwyk, a ona mówiła NIE NIE NIE.


2.Umówiłam się na spotkanie z kimś, z kim kontakt urwał się sam z siebie.

Nie widziałam się z Pauliną dwa lata. Z mniejszych, większych przyczyn, ale zwyczajnie, bez kłótni - ten czas przeleciał nam przez palce, wydarzył się ogrom rzeczy i przy żadnej z nich nie byłyśmy obok siebie. Dobrze było do niej napisać, dobrze było się z nią w końcu umówić, zobaczyć - tym bardziej, że nie udało się to nikomu z grona naszych wspólnych znajomych. Jak wyglądają spotkania po takim czasie ? Skłamałabym, mówiąc, że nie inaczej. Niby neutralnie, normalnie, ale jest tyle rzeczy, które Cię interesują, że nie wiesz o co zapytać. Pytałam o niewiele, o najświeższe rzeczy, jakby tej luki czasowej wcale nie było. I było dobrze. Zwyczajnie dobrze. Mam nadzieję, że będziemy to powtarzać. Częściej.


3.Dałam komuś bliskiemu prezent bez powodu.

To nie było nic wielkiego. Koperta bąbelkowa wypełniona po brzegi słodyczami poleciała w sesyjnym okresie do Poznania do moich byłych współlokatorek, które niezaprzeczalnie na nią zasługiwały. Martyna i Gosia umilały mi codzienność w nie najlepszym momencie mojego życia, stąd ja postanowiłam ją umilić im.  Czasami w życiu chodzi o to, żeby było miło. Dlatego w grudniu kontynuowałam tą myśl i napisałam 21 listów do 21 bliskich mi osób. Dobre słowo, to często najlepsze, co możemy dostać.


4.Nauczyłam się przyrządzać w kuchni jedną spektakularną rzecz.

Lubię gotować równie bardzo jak eksperymentować. Eksperymenty te wychodzą w większym lub mniejszym stopniu (pewnego dnia zamiast podlać mięso pitnym miodem, użyłam wysokoprocentowej nalewki z pigwy), ale zawsze sprawiają mi mnóstwo radości. Robię świetną tartę limonkową, dalej jestem królową gyrosowej sałatki i po hiszpańskich wojażach radzę sobie z paellą, ale muszę przyznać, że personalnym hitem w tym roku był... rosół. Głównie dlatego, że przed studiami nigdy nie ugotowałam żadnej zupy i kiedy poradziłam sobie  z bulionem, poleciało dalej. Dobry rosół, robi dobry dzień. Szczególnie jeśli ma się grypę, okres, albo kaca. Dobry rosół, to dobra gospodyni. Zapraszam.


5. Zrobiłam sobie dzień dziecka

Bardzo starałam się zwalczyć jesienną chandrę - ba ! mało tego - chciałam ją zupełnie ominąć. Potem przyszedł październik i mnie pokonał. Po zajęciach weszłam do łóżka i nie wychodziłam z niego do następnego ranka. Kiedy w nocy zadzwonił do mnie Michał, zaczęłam mu żałośnie ryczeć do słuchawki. Przyniósł trzy butelki wina i worek słodyczy. Spędziliśmy cały weekend na oglądaniu filmów, siedzeniu w dresach i wieczornych eskapadach do monopolowego. Nie kąpaliśmy się, ja nie malowałam, a on nie zmieniał skarpetek. Opychaliśmy się pizzą i tańczyliśmy z Taylor Swift. Święto trolla w wersji dla dorosłych. Najlepsza psychoterapia. Totalny reset od rzeczywistości.


 6.Zrobiłam czystkę fizyczną

Wywaliłam ciuchy z szafy. W końcu bez pieprzenia się i użalania. Niektóre bluzki trzymałam od gimnazjum. Skończyłam z sentymentami. Wywaliłam ciasne ciuchy, do których już nie schudnę i takie, przy których kupowaniu musiałam być niespełna rozumu. Zrobiłam miejsce na nowe, a stare oddałam potrzebującym. Wywalanie to wyzwalające uczucie. Zamyka przeczytane rozdziały. Pozwala skończyć ze sobą w bezpieczny sposób. Koniecznie spróbujcie !

a nuż widelec wygracie metamorfozę w super drogich ciuchach

7. Zrobiłam czystkę wirtualną.

Nie będę Was oszukiwać. Ratowałam mój komputer rękami i nogami, ale obawiałam się wybuchu, więc wymieniłam go na nowszy model. Zdjęcia zgrywam od razu na dysk internetowy, dbam o antywirusa, usuwam rzeczy, z których nie korzystam, uczelniane dokumenty zapisuję na pendrivach. Jeśli chodzi o internet - poblokowałam większość zdjęć na facebooku (którymi tak chętnie dzieliła się młodsza wersja mnie), zadbałam o prywatność swojego profilu, ograniczyłam wirtualne znajomości do minimum (no hurt feelings). Nie muszę już też wszystkiego opisywać na blogu, dzielić się problemami, czy chwalić sukcesami, ale chcę tu jeszcze zaglądać, pisać raz na jakiś czas, przykleić kilka zdjęć na dłużej. Blog to kawał mojego życia i spora część mnie. Jest jak historia choroby, do której mogę zaglądać i analizować jak stopniowo dochodziłam do zdrowia i... siebie. Wiem jak duży wpływ wywarł na mnie, dlatego nie mam zamiaru porzucać go w pełni. Uporządkowałam blog graficznie, ale nie usunęłam ani jednego słowa. Nie wstydzę się tego gdzie byłam. Jestem lepsza tutaj.


8. Uporządkowałam na nowo książki, filmy, gry(?) i muzykę.

Kolorystycznie, a jak !


 9.Poszłam do lekarza i zrobiłam podstawowe badania

...ale najpierw zemdlałam w tramwaju i pojechałam na pogotowie. Tam zostałam poinformowana o 9-godzinnym czasie oczekiwania i wróciłam do domu. W nocy Maciek awaryjnie już, jechał ze mną na inną izbę przyjęć. Zaczęłam przykuwać uwagę do tego JAK żyję - nie tylko pod względem psychicznym i rozwojowym. Od tego roku stale dbam o to, żeby przynajmniej raz dziennie być na powietrzu. Wysypiam się. Nigdy nie wychodzę bez śniadania i codziennie na czczo wypijam kubek ciepłej wody z miodem i  cytryną. Ruszam się, choć prawdopodobnie ważę teraz najwięcej w życiu, ale paradoksalnie nigdy nie czułam się lepiej w swoim ciele. Nie daję się zwariować i nie panikuję - unikam stresu, nie tłumię emocji - dużo rozmawiam o tym, co czuję. Ostatnio chodzę na jogę i basen. Interesuję się zawartością swojego jedzenia, ale nie daję się zwariować. Wszystko jest dla ludzi. Zwłaszcza pizza i wino z granatu.


10. Posłuchałam The Sunscreen Song 

Cholera. Słuchajcie to przynajmniej raz w miesiącu.
I przeczytajcie "Dziką Drogę".
W tym roku wszystko, co miało cokolwiek wspólnego z motywowaniem i samorozwojem, przykuwało moją uwagę. To super, że o tych tematach robi się  coraz głośniej. Ludzie potrzebują wsparcia na każdym kroku. Bardzo się ostatnio pilnowałam, żeby nikogo nie krytykować i nikomu nie podcinać skrzydeł. Jeśli czegoś nie rozumiem, staram się to lepiej poznać, a potem zaakceptować. Pozwalam, żeby każdy szedł swoją drogą i odgrywał swoje życie na własny sposób. Nikt nie potrzebuje doradców, ale wszyscy potrzebujemy wsparcia i zrozumienia. 


11. Wkręciłam się w coś nowego

Zapierałam się rękami i nogami przed zakupem smartfona. Nie jestem gadżeciarą, ale wiem jak działają na mnie nowinki technologiczne, kiedy je sobie w końcu sprawię. Kiedy założyłam konto na instagramie, wpadłam jak śliwka w kompot. Od czasu posiadania fotobloga - nic nie obudziło we mnie takiej chęci do amatorskiego fotografowania i udostępniania swojego życia. Z listopadem przystopowałam, ale moje poczynania i codzienność możecie nadal oglądać tutaj. Ostatnio działam także na snapchacie, buduje tam poczucie humoru i pewien rodzaj dystansu do tego, co mnie otacza. Instagrama zatem chciałam uporządkować i zminimalizować, ale nie mam serca, żeby usunąć którekolwiek ze zdjęć. Tak więc, jest taki rozlazły i ciapaty - zupełnie jak właścicielka.
A. I nauczyłam się szydełkować z włosko-niemieckich kursów na youtube. Mega odprężająca, odmóżdżająca frajda, serio. Nie martwię się o emeryturę.


12. Wypisałam sobie jeden cel i po prostu go osiągnęłam

Pamiętam jak siedziałam z Kaliną we wrześniu w kawiarni i słuchałam jej dalekosiężnych planów o wielkich podróżach i wielkich wydarzeniach. Pamiętam jak zapytała mnie o moje plany, a ja nie umiałam jej odpowiedzieć. Jako główny cel przed nowym rokiem akademickim, podałam wymyślenie tematu do pracy licencjackiej, ale tak naprawdę miałam to głęboko w dupie i moja praca licencjacka była gdzieś wtedy bardzo bardzo daleko ode mnie (właściwie dalej jest). W ostatnim roku cele robiły się same. Po paru bolesnych latach życia z nadprogramowym biustem, udało mi się w końcu kupić idealny biustonosz, nauczyłam się parkować, przeczytałam całą Biblię, nauczyłam się pić wodę, pływałam w oceanie i podjęłam się drugiego, fascynującego kierunku studiów (wbrew marnym opiniom). W moim życiu bardzo wiele dobrych rzeczy wydarzyło się z przypadku, dlatego sam główny cel dał o sobie znać dopiero pod koniec roku. Jestem szczęśliwa ze sobą. Wreszcie niczego nikomu nie udowadniam, niczego nie udaję. Robię rzeczy, z których jestem dumna. Nie odmawiam sobie przyjemności z życia. Po prostu się nim cieszę. Tego zawsze chciałam - wewnętrznego spokoju.


13. Przeczytałam książkę uznawaną za kultową

Myślę, że są książki na które w danym momencie życia po prostu nie jesteśmy gotowi. Mam tak z "Lalką" - ilekroć ktoś o niej wspomni, zabieram się za czytanie. W te wakacje woziłam ją ze sobą dosłownie wszędzie, a starania i tak spełzły na niczym. Odpuściłam. Poczekam jeszcze, dojrzeję. Może znajdę trzeci kierunek, który mnie do niej zmusi. Przecież w  związku z tym, że moje studia generalnie bazują na literaturze -  i tak czytam dużo. Dużo dziwnych, momentami absurdalnych i nierzadko zbereźnych książek. Uzbierałby się też cały zestaw klasyków, ale żaden nie spodobał mi się tak bardzo, jak "Duma i uprzedzenie", którą zabrałam ze sobą w podróż po Europie.  Jestem absolutnie, niepodważalnie zakochana w Panu Darcym. Spaliłam dupę, romansując z nim na plaży.


14. Obejrzałam film uznany za kultowy

Na pierwszym semestrze porównywałam mimikę Audrey Hepburn do gestów Meryl Streep. Do napisania takiej pracy przeleciałam przez sporą część kinematografii z tą pierwszą. Odhaczyłam "Śniadanie u Tiffany'ego" i "Rzymskie wakacje". Lubię romantyczne filmy z lat '50. Klimat tamtejszych metropolii. Filmowych dżentelmenów i banalne sceny pocałunków w deszczu. Bez kotów.


15. "Domknęłam" wszystkie książki, komiksy, gry, filmy i seriale.

Tym sposobem oglądam na bieżąco dwa seriale, czytam jedną serię komiksów, jeden magazyn, nie gram w żadne gry i pilnuję na bieżąco dobrego kina, a wszystko, co obejrzałam - możecie obejrzeć TUTAJ.
Rzadko, ale jednak pisuję też wiersze, o TU.

 16. Zadałam sobie TE 21 pytań

Zrobiłam też wszystkie ćwiczenia z "Success and Change" Mateusza Grzesiaka. To jak rachunek sumienia. Odpuściłam ludzi, którzy odpuścili mnie. Przestałam być najbardziej żałosnym, kompleksiarskim wydaniem kobiety. Uświadomiłam sobie, co jest dla mnie naprawdę ważne. Wspierałam akcje charytatywne. Odwiedziłam sporo miejsc, których nie znałam. Nauczyłam się trzymać siebie dla siebie i spełniłam więcej niż jedno marzenie.


 17. Przeanalizowałam swoje cele, ambicje i aspiracje.

Ułatwiły mi to koleżanki ze studiów. Na grupową wigilijkę zamiast tradycyjnych upominków, każda o każdej wyskrobała dziesięć zdań opisujących teraźniejszą wersję i tę o 10 lat starszą. Takie zestawienie nie tylko dało mi do zrozumienia jak mnie widzą ludzie teraz, ale i pokazało w jaką stronę zmierzam. To był jeden z najlepszych świątecznych prezentów w moim życiu, bo pomógł mi zobaczyć siebie z boku. Mam dobry profil.... na życie.


18. Przypomniałam sobie sytuacje z których "wyszłam żywa".

Notorycznie odwołuję się do swoich wpisów z Poznania. Wiem, że to temat rzeka jak odgrzewane ziemniaki, ale lubię do niego wracać. Lubię mieć świadomość, że po ekonomicznych studiach, smażeniu naleśników i odejściu bliskich - przyszedł lepszy czas. Lubię myśleć, że udało mi się podnieść z niezłego bagna i wyjść cało z rzeczy, które wtedy wydawały się nie do przejścia. To mi daje siłę i sprawia, że bardziej doceniam to, co mam teraz. Pozwalam się sobie tym cieszyć do znudzenia. Karma.


19.Zrobiłam sobie tydzień minimalnego życia.

Publikując w internecie gorące zdjęcia z Gibraltaru, Lagos czy Paryża - siedziałam na hotelowej podłodze. Przez tydzień jadłam pasztety, zupki chińskie i słoikowe specjały, dzięki czemu moje ciało i skóra przypominały zawartość jedzonych posiłków. Byłam tak spłukana, że nie mając kasy na metro - zwiedziłam całą Barcelonę na piechotę. Zamiast makijażu - ciemne okulary, stylowych, letnich koturn - jedna para adidasów, przewiewnych sukienek - ostatnie, czyste szorty. W dodatku zapomniałam aparatu, więc wakacyjne wspomnienia wydawały się być kompletnie pogrzebane. W życiu nie czułam się tak brudna, spocona, zmęczona i... prawdziwie wolna, zauroczona światem, pogodzona ze stanem rzeczy. Zadowolona z tego co mam, gdzie jestem i kim jestem.



20. Odwiedziłam nieznane mi miejsce

Kiedy po paru dniach jazdy autokarem, przyjechałam do Portugalii - była jak ziemia obiecana. Nie było bata, że mi się nie spodoba, ale nie sądziłam, że aż tak. Zdałam sobie sprawę, jak niewiele wiem o tym kraju i chyba dlatego zakochałam się po uszy. Nie miałam żadnych oczekiwań, żadnych informacji na temat lokalnych zwyczajów, kuchni, czy warunków. To było jak błądzenie po omacku. Odkrywałam to miejsce każdym ze zmysłów i nie miałam dosyć. Mam apetyt na więcej i po cichutku liczę na Lizbonę w niedalekiej przyszłości (poświęciłam ją na rzecz gibraltarskiej wyprawy). Poza tym jak emigrować z kraju, to tylko do Szwecji. Nigdzie nie widziałam spokojniejszych i bardziej szczęśliwych ludzi.



21. Zorganizowałam prawdziwą randkę*.

Uczcijmy moje życie uczuciowe minutą ciszy.


Ten na którego czekam i tak się już porządnie spóźnia. Dlatego z tym punktem był pewien problem.  Lubię dawać siebie, a potem pouczać jak należy się odwdzięczać. I nie znoszę w sobie tej cechy, ale łaszenie mojego ego i docenianie, to coś czego potrzebuję. Poza tym.. gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy ? Nie zorganizowałam prawdziwej randki. Bo znowu nie miałam jej dla kogo zorganizować. Spędziłam masę śniadań, obiadów i kolacji w towarzystwie przyjaciół. Chodziłam z nimi do kina, na długie spacery i upijałam się winem. Byliśmy na wakacjach. Latem pływaliśmy razem na kajakach, zimą rozmawialiśmy w łóżku do wchodu słońca i karmiliśmy się truskawkami. Śmiałam się i doskonale bawiłam. Kłóciłam się i byłam zołzowata. Ale nie mogę powiedzieć, że wykonałam to zadanie, przynajmniej w pełni. Wkładałam serce w czas spędzony z bliskimi, przygotowywałam się pieczołowicie do wyjść, stroiłam w kiecki, kupowałam bilety, gotowałam, zapalałam świece (co skończyło się płonącymi firankami) i pare razy, wbrew sobie dałam się nawet namówić na clubbing. Dbałam o to, żeby mówić kocham, choćby rodzicom (kiedy Wasi słyszeli to ostatnio ?). W nic tak nie wierzę, jak w moc tych 6 liter. Kilka moich kocham musi wystarczyć za sto idealnych randek.

22. Kupiłam kredę i narysowałam coś na chodniku.

Kilka dni temu, bo zupełnie o tym zapomniałam. Zimą ma większy odbiór. Poza tym uważam, że kreda to tylko pretekst, że nawet kiedy jest się starym, skapciałym i dresowym studentem (jak ja) - trzeba się pobudzać do kreatywnych przebłysków. Trzeba lepić z masy solnej, malować bombki i składać motyle z origami. Nawet jeśli wydaje Ci się to głupie i bez sensu. Nie jest.


 23. Kupiłam sobie coś uświadamiającego mi moje marzenia i pozycję.

Na Gibraltar jechało się czternaście godzin, na miejscu było cztery. Wycieczka fakultatywna, której podczas eurotripu podjęło się sześć osób - kosztowała mnie dodatkowe 80 eurasów do wakacji (nie licząc specjalnie kupionych, wabiących małpy bananów i najdroższego whoopera w życiu). To było kompletnie bezmyślne i bezsensowne. W dodatku zabrało mi cały dzień z pobytu w Portugalii, ale ! zdjęcia z wolno żyjącymi małpami, bycia między dwoma kontynentami i wypatrywania dzikich delifnów - nie zastąpię niczym innym. To były najpiękniej spożytkowane pieniądze w moim życiu. Chociaż nie śpiewałam po drodze popowych piosenek jak Aga - cieszyłam się równie mocno. W tym roku podróżowałam więcej niż zwykle, bo czułam potrzebę szukania swojego miejsca na ziemi.

 

24. Poznałam jedną obcą mi kulturę

Zabrałam babcię na Mazury. A właściwie myślę, że zabrałyśmy się tam obie. Niemal codziennie odwiedzałyśmy inne miejsce, naszych innych krewnych, inne jeziora. Jadłyśmy świeżozłowione ryby i oglądałyśmy zachody Słońca na zapadniętych pomostach. Chodziłyśmy boso po trawie, a sama babcia - przeskakiwała przez płoty, żeby choćby pomoczyć stopy w "swojej" rzeczce. Poznałam jej kulturę, świat, w którym żyła, miejsca i ludzi, których kochała. Średnia wieku mojego towarzystwa wynosiła 80 lat, ale to był najbardziej pouczający i refleksyjny wyjazd w całym moim życiu. Na Mazurach wszystko jest uboższe, mniej skomercjalizowane, ale takiego spokoju ducha nie ma żaden inny region. Poza tym przebywanie non-stop w towarzystwie czterokrotnie starszym od ciebie uczy pokory, cierpliwości i szacunku do życia. Słuchając ich wspomnień, myślałam o tym jak będą wyglądać moje własne.


25. Nie czekałam

Najlepszą rzeczą w życiu singla jest fakt, że wszystko zawdzięcza sobie sam. Najgorszą zaś - że zawdzięcza sobie wszystko sam. Oznacza to mniej więcej tyle, że do nikogo nie możesz mieć pretensji odnośnie swojego szczęścia. Nikomu nie możesz wystawić rachunku zysków i strat, dlatego singlom najlepiej wychodzi... uciekanie. Uciekanie przede wszystkim od odpowiedzialności za swoje życie. Baaaarddzzzoo długo się tym parałam. Uciekanie i okłamywanie mojego życia zajmowało większość dawnego czasu. Zaczęłam więc od tego, żeby nauczyć się mówić prawdę, początkowo - swoją o mnie. Przedstawiłam sobie jasny obraz siebie, uporządkowałam cały syf, który zrobiłam dotychczas i zabrałam się za bycie "w porządku". W tym roku nie czekałam aż "coś" się wydarzy. Robiłam co chciałam, byłam z kim chciałam i gdzie chciałam.



Chciałam w tym roku bardzo dużo rzeczy. 

I nie wszystkie udało mi się zrobić. Nie wszystkie wyszły po mojej myśli, a prawdę mówiąc - większość się spieprzyła. Ale doszłam do jednego, ważnego, zmieniającego wszystko wniosku: to jest ten moment. Nigdy nie będę dość chuda, dość mądra, dość ładna i zabawna. Prawdopodobnie nie zrobię już kariery ścisłowca, nie zostanę wirtuozem keyboardu i ekonomistą - bo i nie chcę. Zawsze będzie coś, co można zrobić lepiej, mocniej, bardziej i więcej. Ale z drugiej strony nie będzie już drugiej takiej zimy 2015.  Nie będę już również tak młoda jak dzisiaj, tak nieświadoma tego, co przyniesie przyszłość. I zawsze będzie mi czegoś brakowało, a skoro tak  - to nigdy nie będę mogła być szczęśliwa. Chcę się cieszyć. To jest ten moment, kiedy jest doskonale. Nawet jeśli nie jest. Nawet jeśli znowu nie potrafiłam zaoszczędzić pieniędzy na podróżnicze marzenie, po raz kolejny ominęło mnie  jedzenie ośmiornicy, Maciek drugi tydzień z rzędu zalega z myciem podłóg, spodnie pękają w kroku, a ten dupek nie pisze.  Chcę powiedzieć dziękuję. Dziękuję za to, co mam. Tu i teraz jest tak dużo dobrego w moim życiu.



13 komentarzy:

  1. Alicjo, miałam zamiar zamieścić te 25 rzeczy w mojej kolejnej notce - nie w taki sposób, jak Ty, ale umieścić je wśród listy pomysłów na spędzenie 2016 roku. I wiesz co? Dodam link i do Andrzeja, i do Ciebie. Ludzie mogą (i powinni!) się od Ciebie tyle nauczyć!
    Jak zwykle, mogłam odnieść wiele punktów do swojego życia.
    Ściskam mocniutko i Wesołych Świąt! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle mam w Tobie wsparcie ! Dziękuję, będzie mi strasznie miło (choć nie powinnaś mnie stawiać jako wzór do naśladowania) 😜 Dużo ciepła na ten swiateczny czas, całuję !

      Usuń
  2. Sonia Oczadły30 grudnia 2015 00:01

    Wiele osób ma tak, że kiedy staje przed jakimś wyzwaniem rezygnuje, znajdując szereg wymówek dlaczego właśnie taka decyzja jest właściwa. Ty pokazałaś, że można podjąć się wyzwania, które nie jest proste. Bo wbrew pozorom te 25 rzeczy do zrobienia, nie jest jak za pstryknięciem palców i wiele osób na pewno gdzieś je gubi, nie wykonuje. Czytając Twoje słowa, na prawdę dałaś mnóstwo motywacji i emocji kogoś kto walczy o każdy dzień i o to by zdobyć to czego pragnie. Trzymaj tak dalej, a osiągniesz wszystko czego zapragniesz. I z ręką na sercu, mogę powiedzieć, że dawno nie przeczytałam czegoś co poczułam tak bardzo. Świetnie, że o tym napisałaś, warto dzielić się sukcesami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie że zrobiłaś to wszystko i że opisałaś to w taki sposób :) Ten wpis to jedna z najlepszych rzeczy jakie ostatnio przeczytałem, pisz tak dalej!

    Jak podobała ci się "Amy"?
    Jakie były reakcje tych 21 osób na listy, które do nich wysłałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Twój komentarz pozwolił mi znaleźć kolejnego, świetnego bloga, który z pewnością znajdzie się w mojej 'czytelniczej' liście. Spełnianie marzeń, motywatory i treści rozwojowe, to coś, czemu z przyjemnością będę przyglądać się jeszcze bliżej w nadchodzącym roku.

      "Amy" podobała mi się jako film. Nie jestem zaznajomiona z biografią artystki, stąd nie mnie oceniać pod względem merytorycznym, ale jako przeciętny widz odebrałam go jako bardzo prawdziwy.

      Listy w większości dały znać mnogimi odpowiedziami, także zainwestowane się pomnożyło. Mam w niedalekiej przyszłości zamiar walczyć o tę formę, a takie pisanie działa jak widać zachęcająco.

      Pozdrawiam !

      Usuń
  4. Jestem tu dziś pierwszy raz, ale wiem już że nie ostatni. Tak się złożyło, że jestem właśnie na życiowym zakręcie, nie był to lekki rok dla mnie, właściwie to najcięższy jak dotąd, do tego nazbyt często jestem pesymistką i wiem, że muszę nauczyć się na nowo afirmować życie i uśmiechać się do niego szczerze. Właśnie takie wpisy jak ten pomagają powstać i spojrzeć na wszystko jeszcze raz z innej strony. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię Drogi Anonimowy,

      Miło mi, że dostrzegłeś tu swego rodzaju otuchę. Mam nadzieję, że z nowym rokiem znajdziesz w sobie siłę, żeby działać i powalczyć o lepszego siebie. Nawet jeśli nie masz pojęcia od czego zacząć i jak się zabrać za to gówno - spróbuj trochę po omacku. Czasami świat sam podsuwa nam rozwiązania w najbardziej niemożliwy sposób. Nie trzymaj się myśli, że życie jest trudne. Odpuść. Przede wszystkim sobie. Choć zabrzmi to trywialnie - musisz wierzyć, że dasz radę.

      Uśmiecham się dzisiaj mocno w Twoją stronę i ufam, że masz jeszcze w sobie niezmierzone pokłady siły.

      Usuń
  5. Gratuluję wszystkich sukcesów minionego roku. Podziwiam. Najbardziej podoba mi się punkt 3. Jakiś czas temu wymyśliłem sobie nawet taki projekt, że sprawiam niespodzianki różnym znajomym. TO nie tylko radość obdarowanego, ale mega frajda dla pomysłodawcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Z wytęsknieniem wypatrywałam reakcji moich bliskich.

      Ogromna radość, móc widzieć Twój komentarz u siebie. Dziękuję za niego i za wszystko, co przekazujesz mi na co dzień w swoim blogu.

      Usuń
    2. Cieszę się, że to, czym się dzielę ma dla Ciebie wartość.

      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  6. Wobec tego może ja mam szansę na tytuł wirtuoza keyboardu #naiwna
    ;)
    Megi <3

    OdpowiedzUsuń