środa, 7 sierpnia 2013

noc dorównać pragnie dniu.

W życiu ważne są inspiracje. Nawet jeśli niczego nie piszecie - warto mieć własną parę okularów, przez które świat będzie się Wam wydawał odpowiedni.

Moi domownicy rozjechali się parę dni temu na dwie strony Polski. Podczas gdy rodzice spędzają romantyczny czas w Zakopanem, mój brat podbija turnieje nad morzem (i pomyśleć że parę lat temu nie znosił piłki nożnej), a ja ?


Ja przyzwyczajam się do studenckiej rzeczywistości (tej jej bardzo szarej części) - to gotuję, to piorę, to poodkurzam. W nadmiarze czasu obowiązki domowe wydają się być prawdziwą sztuką, nad którą można się pochylać godzinami (właściwie nad pastą do podłóg). I tak podczas gdy zastanawiam się czy dałabym sobie radę mieszkając samotnie w dużym mieście (a właściwie czy nie wystąpiłby jakiś krytyczny stopień depresji) do moich drzwi puka listonoszka.


Podpisem rodem z pierwszej klasy podstawówki pokwitowuję odbiór trzech listów. Zabieram z kuchni kubek spienionego cappuccino i siadam z pocztą na balkonie, zarzucając nonszalancko nogi na barierce. Mam na sobie jakiś bawełniany oczojebny kostiumik odplamiony zmywaczem do paznokci, a włosy związane niedbale w kucyk na czubku głowy. Wyglądam jak moja mama w popielatym dresie do sprzątania, którego tak nienawidzę.

Teraz to jednak nieistotne, bo nie uwiera mnie żaden cholerny biustonosz, a zasłania  moskitiera z rozwieszonego prania. Spokojnie więc wdycham ciężkie od Słońca powietrze i biorę łyk kawowego napoju.

Tak się składa, że aktualnie nie mam pod ręką noża introligatorskiego. Niczym dziecko rozrywam więc kolejno trzy zaadresowane do mnie koperty i czytam napisane niepotrzebnie mądrymi sformułowaniami listy do Pani Urban.

Pierwszy to wyciąg z banku. Moja pierwsza wypłata. Trzycyfrowa kwota uśmiecha się durnie z białej kartki. Właściwie zastanawiam się czy oglądanie Jackmana po naście razy na ekranie powinno być opłacane. W każdym razie pismo nieważne. Używam kartki jako podkładki pod kubek z cappuccino i wyciągam następny papier.



Pieczątka z wydziału filologii na Uniwersytecie Wrocławskim podnosi mi  ciśnienie. "Tylko spróbujcie mnie przyjąć!"- wyobrażam sobie wściekłą siebie, dzwoniącą do instytutu dziennikarstwa, bo przecież w Poznaniu na dobrą sprawę wszystko już na mnie czeka.

Uff.. nie chcą mnie. Trochę nie rozumiem istoty tego poleconego pisma skoro nie było takie pilne, ale papier staje się idealnym miejscem na odłożenie mokrej łyżeczki, którą w trakcie czytania antyseksistowsko oblizałam.

Ostatnia koperta okazuje się okładką świetnej lektury.  '...Alicja Urban córka Janusza została przyjęta
do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie'. Ha ! No przecież... kiedyś chciałam być jedną z tych wyjątkowych kobiet w szkole lotniczej. I byłabym. Jedną z nastu na roku.


"Marzenie to wierzenie" śpiewa Jessie J. Dlaczego ciągle mam poczucie, że Poznań może być małą krainą czarów ?

Czy ostatecznie będzie ?









7 komentarzy:

  1. To jak w końcu (bo nie ogarnęłam): Dębin czy Poznań?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ala, i jaki kierunek ? :) Gratuluję i mam nadzieję do zobaczenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Publicystyka i Public Relations, czyli wszystko to co chciałam !

      i ja też mam taką nadzieję :)

      Usuń
    2. To w takim razie podwójne gratulacje :)

      Usuń
  3. Mówiłaś, że ekonomia w Poznaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację (kimkolwiek jesteś), ale potem jako specjalność jest to właśnie kierunek jak wyżej :)

      Usuń