czwartek, 11 kwietnia 2013

i'm your worst song.

Nie wiem czy życie jest proste. Nie wiem jakie aspekty trzeba brać pod uwagę, żeby móc to ocenić. Wiem jednak, że nie jest ciężko, ale do tego trzeba też umieć specyficznie podejść i zwyczajnie spojrzeć na wszystko optymistycznie. Świat nie jest sprawiedliwy, to jasne, ale posiadając chociażby świadomość samodzielnego napisania pięciostronnicowej pracy maturalnej, ogarnięcia najlepszego prezentu zakończeniowego ever, czy kilkuletniego już trzymania się bloga - wiem, że do wszystkiego dochodzę sama i momenty w których się uśmiecham zależą głównie ode mnie.

Co czuję ? Wreszcie błogi spokój. Tak jakby wszystko było już na miejscu, właśnie tam gdzie potrzeba. W tym miejscu znajduję się już ja - wiem czego chcę, nie uciekam, nie gonię, idę pewnie, bo wiem, że w dobrą stronę. Stąd moja ostatnia równowaga, opanowanie, wschodzący uśmiech i ta cudowna wiara, że jutro będzie jeszcze piękniej. I tak poukładana słyszę od Majkela "matko... jaka się nudna zrobiłaś.". I choć zgodzić się z nim nie potrafię (bo 'nudna' jest chyba ostatnią cechą jaką można mnie określić) - to bycie niewybuchową, introwertyczną Alą póki co do odrobiny szczęścia wystarcza - o więcej będę walczyła później.

Powiem wam, że w sumie niby te długie wakacje, niby studia, ale smutno tak, że szkoła się kończy. Będzie mi tej 33 bardzo brakowało. Ostatnia matura od sztukieckiej odebrana i choć wyjątkowo miło, to jakoś tak smutno, że koniec tego żywiołowego pisania na siłę:



Oprócz uporządkowanej siebie - w pokoju standardowo bałagan. Ale ponoć 'tylko geniusze panują nad chaosem', a z uwagi na to, że to kreatywno-niespodziankowy bałagan, nie warto sprzątać :)

tak po trzech latach jestem podsumowana ja:
...ale o wielkim projekcie jakoś za tydzień :)


Dziś najcudowniejszy W-F w historii (pierogi ruskie <3 Medżik !!!).
Pierwszy taki rok w którym to nauczyciele do ocen przekonują mnie, a nie ja nich.
 Teraz jakieś śpiewańsko, 
później kawka z jednocześnie Małgorzatą , co i mistrzynią,
jutro teatr, a w sobotę
warto sobie przypomnieć co nieco z czasów zamierzchłej młodości, sprawdzić siebie na imprezie na której nie zna się nikogo, standardowo pojeść jakieś pyszności i pobawić się na parkiecie . Przygotowałam sobie jakiś retro-rockowy outfit, którym będę się chowała na kalinowo-maniowej osiemnastce (o dziwo zmieściłam się w słynną zeszłoroczną kieckę od foczkowego zamka). 
Mam nadzieję, że jakimś cudem będę skora do poznawania nowych buzi.
jakby co jest jeden jedyny Krzysztof i mam nadzieję, że z toastami nie zawiedzie.




3 komentarze:

  1. ale jestem ciekawa tego, co wymyśliliście dla prof. Kabat :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótko mówiąc, chciałabym być na miejscu p. Kabat. Własnie dla takich chwil, jakie ją czekają ;)
    Wspaniale. <3

    OdpowiedzUsuń