środa, 3 kwietnia 2013

o tym jak nigdy nie byłam sobą.

Księżyc świeci odbitym światłem Słońca. Trafiło się biedakowi 12 godzin gorszej kategorii, ale stara się maluch i działa ze zdwojoną siłą, bo musi rozświetlać najciemniejszy mrok. Czy ktoś to docenia ? Oczywiście, że nie. Mamy kwiecień, górę śniegu i wszyscy nałogowo jęczą 'chcemy Słońca !'.

Z uwagi na fakt, że moje imię stało się już powszechnie znanym synonimem słowa 'niszczyć' zwykłam lubić słabostki. Każdą rzecz której czegoś brakowało  chciałam od razu mieć, bo tych uszkodzonych nigdy nikt nie potrzebuje, a ja lubiłam być inna i takim światem się otaczać. Stąd czekam na letni księżyc, bo ciepłe wieczory w jego blasku są zawsze wypełnione niesamowitym klimatem, a rozmowy w jego towarzystwie czynią wszystko jakby magicznym.

Każdy z nas dobrze zna samego siebie, swoje zalety i rzeczy, którymi by się nie pochwalił. Wiemy kiedy wyglądamy ładnie i jakich części nas nigdy byśmy nikomu nie pokazali. "Jestem sobą" - powtarzamy nieodparcie, ale tak naprawdę nigdy sobą całkiem nie byliśmy, bo każdego dnia coś nas przysłania - my codziennie sami chowamy się przed światem.

W tym miejscu posłużę się moją fotograficzną manipulacją, którą odkrył ostatnio mój mściwy (swoją drogą  równie mocno jak ja ) przyjaciel :


Nie chcę wam przekazać, że maniakalnie poprawiam makijaż czy czeszę się używając sieci internet
(choć tak bywa zdecydowanie za często),
ale oskarżono mnie ostatnio o kreowanie Ali Urban jaką nie jestem,
stąd chcę wam pokazać,  że każdy w większym czy mniejszym stopniu jest kimś innym
i robi z siebie postać filmową bądź literacką zupełnie niechcący.

Piszę o tym nieprzypadkowo, bo choć świadomie zrobiłam sobie przerwę od bloga i zaczęłam się sama rozkładać na części pierwsze, zastanawiając czy się faktycznie zmieniłam czy też nie, to dziś bardzo poruszyła mnie subtelna uwaga Ady, która istotnie porównała mnie do bohaterki książki - Izabeli Łęckiej,
bo ja .... mogłam jej tylko przytaknąć.

Jestem zołzą. I  to potwierdziliby wszyscy ci, którzy już spędzili ze mną trochę czasu, doświadczyli totalnego braku zahamowań i ostatniego braku wrażliwości. Pytanie tylko czy chcę być okrutnicą, bezduszną kobietą pozbawioną (już właściwie) jakiegokolwiek współczucia. Bo doszło do tego, że przestałam się przejmować sprawami innych, że owszem - chętnie posłucham plotek, zobaczę co się stało, ale teraz jestem właśnie tym człowiekiem w supermarkecie, który przygląda się gościowi z atakiem serca i wszystko to nagrywa komórką.

Dlaczego mnie nie rusza ? Nie, nie napiszę po raz kolejny, że się zmieniłam. Powiem, że chyba właśnie jak pewna osoba przejrzałam po czasie na oczy i zauważyłam 'Kurde, coś jest nie tak.'. Wydaje mi się, że miałam dosyć bycia ścierą, życia w tłumie i latania na każde zachcianki. Teraz mnie nie wzrusza, bo wtedy nikogo nie wzruszało. Uodporniłam się, teraz każdy problem wydaje się zbyt błahy, a ja nie jestem ani potulną Alą, ani okrutnicą - coś zrobiło ze mnie falochron - z kamienia, odporny na uderzenia, taki który nie zachwieje się przed największą falą.

I to też z pewnością nie jest dobre, ale jestem chyba na tym etapie w swoim życiu,
na którym wszystko się stopniowo układa i muszę testować każdą propozycję,
którą mi podsuwają. Kiedy się ustabilizuję nie wiem,
ale wciąż wierzę, że któregoś dnia prawdziwą sobą będę potrafiła być od tak.

To szósty wpis, który stworzyłam podczas tej przerwy.
Ten też nie jest nawet dość dobry,
ale blog jak zawsze pozwala się uporać z myślami,
a tych ostatnio sporo, 
więc pozwalam ignorować.
Takie notki są trudne..
i nudne.

Mam nadzieję, że u was ciekawiej.
Ja postaram się zrobić wreszcie coś kreatywnego....
ale o tym pod koniec miesiąca, bo teraz jeszcze polatam jak wariatka żeby było perfekcyjnie :)

Chcę letniego księżyca !

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz