czwartek, 21 marca 2013

pomalutku, byle do przodu.

Gdzie jest granica ? Gdzie to się kończy ? A może gdzie się to zaczęło ?

Wywierciłam sobie dziurę w głowie, Bartek codziennie w autobusie powtarza "nie myśl", a ja nie mogę przestać szukać. Zajmuję się wszystkim co nieważne i tą drogą... dałam się we znaki mojej klasie zapiskami wspomnień, a dokładniej kartką z 20 pytaniami z których będzie się można pośmiać albo porozczulać za kilka ładnych lat.


Ludki trochę pogderały i pomarudziły, że trudne, że im się nie chce, ale w końcu się skupiły i aktualnie mam na biurku 33 odpowiedzi (no dobra, aż tyle to może jeszcze nie) i właśnie ... to wybucham śmiechem, to gdzieś wychodzę z podziwu, bo nie dość, że można się poszczycić znajomością takich fajnych ludzi, to jeszcze oni wciąż gdzieś tam pokazują jak bardzo ich nie znam.

Szkoła niszczy marzenia. Sprawdzian za sprawdzianem, to lektura, to prezentacja i nawet sobie człowiek nie może pojechać na dni otwarte na które najbardziej by chciał, bo oczywiście w piątek też wymyślą zawsze coś fajnego, a ja ostatnio tego dnia tygodnia unikałam jak ognia (rzecz jasna przypadkiem) i w końcu zostać muszę :( Mam nadzieję, że Aga zdobędzie dla mnie choć ulotkę.

A tak z zemsty przeciwko tym wszystkim katorgom i zmianom, popełniłam największy grzech maturzystki i dałam się dzisiaj pociąć.  Ostatni raz taką linijkową fryzurę o nieokreślonej długości miałam chyba w trzeciej klasie podstawówki, ale muszę przyznać, że teraz czuję się o wiele lepiej. Liczę na to, że wiedza nie ucierpiała z uwagi na fakt, że odcięłam się od swojej głupszej (blond) wersji.

Wygląda jak wygląda, kwestia pogody, mojego snu i lenistwa.
Z czasem kudły zawsze dostosowują się do mojego trybu życia i chęci ich układania.



w każdym razie wygodniej.

Poza tym co tam matura, skoro ma się w bibliografii książkę mistrzyni i ba !
- w domu egzemplarz sprezentowany przez samą autorkę:



Ostatni oficjalny dzień wagarowicza  w mojej karierze
(choć może nie do końca, bo nie potrafiłam się dzisiaj rozstać ze szkołą)
spędzony w osobliwym gronie, z filmikami z pierwszego aLOVEgo party
i plotkami - czyli tak jak lubię najbardziej.


Tymczasem samotny wieczorny spacer na poukładanie myśli
zakończony kupnem  ulubionej prasy prawdziwej Uptown Girl.
Herbatka, pstrąg w rozmarynie według taty,
paznokcie, trochę matmy  - co by nie było, że się obijam,
trochę ćwiczeń na mięśnie brzucha po północy
i kończę mottem Szypi, które wyczytałam pod numerem czwartym:

Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie



















Porządną dawką optymizmu pochwalę się jeszcze tu:







2 komentarze:

  1. Śpiewałam to wczoraj pół dnia. Kolejna nasza telepatia <3
    ~ Meg. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. piosenka, Twoja talia i książka! Błagam, wypożycz, aż nie wierzę, że masz ją w bibliografii :D

    OdpowiedzUsuń