środa, 6 lutego 2013

chociaż odrobinkę z ferii.

Całe dwa tygodnie męczyłam tatę, żeby zabrał mnie gdzieś na ferie. Zależało mi głownie na nartach ( bo po zeszłorocznych Alpach wypada podszkolić umiejętności) , ale w drugim tygodniu pojawiła się idea Krakowa, więc o to też  błagałam. Niestety przy każdym z pomysłów pojawiały się przeszkody, bo albo reszta rodziny nie potrafi jeździć, albo się nie opłaca na tak krótki czas ruszać z domu. Ale wczoraj, gdy Johnny rzekł "Alicja, jedziemy na wycieczkę." moja szaleńcza euforia połączona z zapałem została niemal momentalnie zgaszona zdaniem "Zwiedzimy ostatnią kwaterę Hitlera".

Tu zaznaczę, że jestem prawdziwym miłośnikiem historii (moja wiedza w tym temacie zamyka się na dacie chrztu Polski i rozpoczęcia II wojny światowej). Musielibyście zobaczyć mój wyraz twarzy- mama od razu parsknęła śmiechem, kiedy zaczęłam się wykręcać. Tato jednak wziął mnie pod włos i powiedział "110 kilometrów- jedziesz swoim autem".  Tak więc ja i moich dwóch facetów brniemy przez śnieg butelkową polówką i na miejscu (kilk tu)okazujemy się być jednymi z sześciorga uczestników wycieczki (bo kto w minusowe temperatury wchodzi do jaskini jeśli nie szaleńcy).

Na wejściu dostaję kask i latarkę. Idę zgarbiona niskim korytarzem, słysząc jak cieknąca woda odbija się od mojej głowy. Jest ciemno, nic nie widzę - nie rozumiem fenomenu podziemnego miasta (w którym są tylko korytarze). Dodatkowo jako, że mój brat wybrał z podanych w kasie ofert- trasę ekstremalną - płyniemy jakąś przerdzewiałą łódką i idziemy po wodzie kładką, aż nagle.... chlup !

Co to ? - obracają się wszyscy. Nędznie zerkam na swoje buty  po łydki zanurzone w wodzie.
"to tylko moja córka" - wzrusza ramionami przyzwyczajony do pechowca tata.

Jakby jednak nie było - z tymi dwoma można się pośmiać jak z nikim innym, obżerać, palić sprzęgło i wyć ulubioną piosenkę samochodową Urbanów .

Wiem, że w dupie macie jakiś tam mój rodzinny wyjazd,
ale blog jest po części  pamiętnikiem
i musiałam w nim opisać aktywne ferie.
Ostatnio przeglądałam febla  i wiecie co ?
Coś niesamowitego mieć te nawet małe wspomnienia zapisane
i udokumentowane 
-zwłaszcza jeżeli jesteście posiadaczami takiej pamięci jak moja.
Musicie pogodzić się z myślą, że od czasu do czasu,
będzie się tu pojawiało coś równie ekscytującego.
I tłumaczę się tylko raz.




























1 komentarz: