piątek, 13 września 2013

.. i tak się trudno rozstać.


  W dniu, któremu przyszło nosić imię ostatniego, kupiliśmy w przydrożnym markecie lampion. Zielony, bo nadzieja lubi ten kolor. Po kolacji jeden z kelnerów pożyczył nam zapalniczkę i wkrótce na cypryjskim molo niecierpliwie czekaliśmy aż mandarynkowe Słońce zgaśnie na linii horyzontu. Czarne niebo rozświetlały już teraz tylko światła nadmorskich barów i kawiarni, umieszczonych na klifach, niemal nad nami. Cicho szumiące fale, rozbijały się o skały, muskając przy tym moje nagie stopy lekkim powiewem wiatru. Stanęliśmy w głębi, łapiąc dokoła zawiniątko i zgrabnie podpaliliśmy niedużą kostkę na druciku. Papierowy balon monotonnie napełnił się ciepłym powietrzem
 i kiedy entuzjastycznie zawołałam "Za studia !" żeby dać znak gotowości do lotu, nagle spłonął.


Lubię zapach zdmuchniętych świeczek. Tych urodzinowych zwłaszcza.
 Jakbym dosłownie gasiła cały ostatni rok, po to by wkrótce znów mógł zapłonąć pełnym blaskiem.

To ty wybierasz samego siebie. To zawsze twój wybór. 


 Ostatni rok zgasił ze sobą również uśmiech. I nie dlatego, że byłam smutna, ale z racji na fakt, iż doszło do mnie że w pewnym momencie zaczęłam oszukiwać samą siebie. Naciągnięcie kącików ust w górę i odsłonięcie zębów w ten najbardziej pozytywny sposób wcale nie jest trudne
...potrafi przysporzyć jednak sporo kłopotów jeśli nie jest efektem szczerej radości, a .. przyzwyczajenia. Nie muszę być wiecznie zadowolona, jeśli nie mam na to ochoty i chmury nade mną zupełnie nie zapowiadają Słońca....

jakoś bardziej się wtedy dostrzega radość.


Rutyna, monotonia i nuda to trzy zmory, które próbowały mnie zeżreć przez ten rok od zewnątrz. Trochę przekombinowałam. Problemy ani nie były zwalczane, ani ignorowane. Chwilami chciałam od nich uciekać i robiłam to kiedy brakowało sił, ale porażki w dalszym ciągu sprawdzają tylko moją odporność. Nauczyłam się ich skutecznie unikać, a w razie wypadków przestałam bać się łez i brałam wszystko na gołą klatę (łohoho bez fantazji).



Dojrzałam do asertywności. Nauczyłam się, że doskonała być nie mogę. Wiem już, że połączenie słów "chcieć" i "móc" przynosi owocne efekty, a kiedy sytuacja wydaje się beznadziejna...
 nawet wtedy warto mówić prawdę. 
Dalej mam jednak wysokie wymagania (za co siebie nieustannie podziwiam) i górę marzeń,
 bo nie warto mierzyć nisko - wtedy ciężko zostać dostrzeżonym.

Na 19-ste urodziny nie potrzebowałam splendoru na miarę osiemnastki,
zgrabna paczka też była zbędna. PR-u będę się wkrótce uczyć na czysto :)
 12 września świętowałam  w gronie wyjątkowej czwórki
(piąta Madzia była z nami duchem)
-ludzi, którzy przez ten rok trwali przy moim boku, znali alove nowalijki, a ja wiedziałam co się dzieje u nich. Bez oporów do powierzania sekretów, pełni zaufania i oddania,
ale takiego zdrowego - pozwalającego na zrozumiałe przerwy od szumu i spotkań z innymi.
Właśnie ich potrzebowałam w tym dniu.


Rok z nimi był zdecydowanie łatwiejszy.
Pytanie "Czy warto lubić wszystkich ?" zostawiam dla Was, bo to indywidualna kwestia.
Ja lubię siebie.
Tę prawdziwą.

i z taką już od soboty zamieszkam w Poznaniu,
bo choć nadzieja spłonęła - ostatecznie się przecież udało :)
hmm.. czas się wreszcie spakować.
Ron Pope - A drop in the ocean

Moc uścisków ! 
(i dziękuję, że wciąż zaglądacie. To dla mnie baaardzo ważne:)












1 komentarz: