piątek, 12 września 2014

It's OK, I got lost on the way

Droga, 19-letnia Alu,

           Przestań się przejmować, że jesteś za gruba. Może trochę za gruba, ale kogo to obchodzi ? Niedługo i tak będziesz większa. Nie zamartwiaj się tym jak potoczy się twoja kariera. Nie masz  przed sobą kariery. Rozpoczniesz pracę w przepysznym miejscu i dzięki Bogu - będziesz się o tym przekonywać sama!  

           Mam nadzieję, że dalej bezmyślnie rozbijasz się  polówką, bo za rok przyjdzie ci siąść za kierownicą czarnego Colta i zatęsknisz za tym starym, butelkowym gratem, nad którym nie trzeba było się trząść. 

          Wielu rzeczy nie możesz teraz zrozumieć, ale pamiętaj, że to właśnie Tobie dano możliwość odczuwania każdej z emocji. Weź szybko nadmiernie czułego Marcina na barana i przebiegnij się z nim w koło bloku - wkrótce twój młodszy brat, wystrzeli o parę centymetrów w górę i dobije do 45 kilo żywej, ketchupowej masy. 

          Nie trać wiary. Uśmiechaj się głupkowato, bo bycie pieprzoną dekadentką okazuje się być jeszcze gorsze.  Nie możesz nikomu kazać się kochać. Jeśli pewnego dnia przestanie czekać i znosić żałosne narzekanie, pozwól mu odejść. Musisz wierzyć, że wszystko się ułoży - bądź cierpliwa

           Dobrze wiem, że aktualnie stoisz u progu ekonomii, ale weź się za zwiększanie wiedzy na temat epok literackich - zaufaj mi, Dulcynea nie ma nic wspólnego z pasterzem Chryzostomem, a miłości nie należy porównywać do zarośniętego złomowiska w Szwecji. 

          Nie pij na urodzinach Michała. 

          Nie narzekaj na słabnącą aktywność przyjaciół - czas pokaże, że warto było w nich zainwestować wszystkie uczucia - wróciły ze zdwojoną siłą.

           Z pewnością przejmujesz się teraz milionem rzeczy - Proszę, porzuć wszystkie swoje troski i zaciśnij zęby. Te dwanaście miesięcy będą od Ciebie wymagały niezmierzonych pokładów siły.

    ----------------------------------------------------------------------------------


Pamiętacie momenty w których stawaliście się lepsi ? Bardziej lub mniej odpowiedzialne decyzje, spontaniczne czy rozsądne wybory, albo małe nieszczęścia potrzebne do szczęścia, do których teraz już nie wypada się przyznawać ? Pamiętacie chwile w których stawaliście się silniejsi ?




Wakacje z przyjaciółmi to fantastyczny moment zwrotny.  Punkt odniesienia przez resztę roku do wszystkiego co dzieje się poza wyjazdem. Krytyczne momenty, chwile tęsknoty czy zgryzoty, zawsze zaprowadzają mnie w okres niekoniecznie błogiego wypoczynku, za to zawsze zabarwionego szczerozębym uśmiechem.  Nie muszę się oglądać w lustrze, żeby wiedzieć, że mam kartoflany nos, jestem hipokrytką, a w schematach damskich sylwetek brakuje mojej w bikini pt. "mańka", bo oni bezceremonialnie mi o tym przypominają.


Wiedząc, że są ludzie, którzy tak doskonale znają twoje wady, możesz być pewien jak bardzo mocna jest wasza relacja. To jest siła napędowa, która w całym ich odstępstwie od norm, każe kochać ponad i pomimo wszystko, troszczyć się, a nawet wchodzić z buciorami w życie. W chwili kiedy masz ich po dziurki w nosie i zastanawiasz się co robisz w tym gronie, dobrze pamiętasz, że to właśnie ten ekscentryczny zbiór osobowości był w stanie pokonywać kilometry tylko po to, by cię wyściskać, kiedy było do dupy, zadzwonić z optymistycznym "Będzie dobrze!" czy rozpocząć cykliczny rytuał małego malkontenta.




Kwestia pecha nie jest tam podważana. Kiedy dzieje się coś złego, ich gniew odbija się właśnie na Tobie. "Twoje pieprzone szczęście za dwa złote!" - krzyczą, a potem wszyscy wybuchamy łapczywym śmiechem, ze wzrokiem wbitym w tablicę odlotów: "opóźniony o 3 godziny".


 W warszawskim muzeum sztuki nowoczesnej stoi wyjątkowy eksponat. Podczas gdy zza okien radośnie dobija się do ciebie trzydzieści pięć stopni upału, to właśnie tam nieśmiało przez drzwi lodówki spogląda ponuro bałwan. Twoi przyjaciele ruszyli w świat dziecięcej rozrywki do Centrum Nauki Kopernik, podczas gdy ty, postanowiłaś urządzić sobie najbardziej dekadencki maraton życia. Zahaczasz galerie i wystawy, w których oprócz ciebie słychać ledwie cykadę świerszczy i ani trochę nie bierzesz pod uwagę faktu, że powrót do miejsca zbiórki może ci zająć dwie godziny, bo w stolicy istnieje ponad czterdzieści przystanków o nazwie 'centrum', ty masz niespotykany zanik zdolności orientacji w terenie i to akurat pod twoje metro, zdecyduje się rzucić jakiś palant.







Miejsca nie zmieniają ludzi. Zmienia nas otoczenie. Ludzie, którzy są obok i to co się dzieje w danej chwili. Prawdopodobnie nie możesz zmienić świata, ale to właśnie on może zmieniać ciebie. Być może to pech jest twoim największym szczęściem. I Mój Boże.....




jak dobrze, że masz go z kim dzielić.


Czasami dobrze doprowadzić się do szaleństwa. Zwariować. Zdurnieć do reszty. Wyjść z siebie.
-bo to daje możliwość stania obok i obserwowania. Trzeba na siebie spojrzeć nowymi oczami, kiedy wzrok już zawodzi, przestaje się widzieć proste cele, a kolejne minusy nie zamieniają się w plusy.

 Samotność zawsze wydawała mi się realnym miejscem.

Jakby nie był to stan ducha, a miejsce w którym mogłam się skryć i być tam sobą. Wakacje z rodziną zmieniają te odczucie. Ludzie, którzy przez dwadzieścia lat oglądają twoją poranną zaspaną mordę, wiedzą, ile potrafisz zjeść na śniadanie i potrafią fantastycznie reagować na twoją wrodzoną zołzowatość, po prostu muszą cię kochać. To dlatego brzuch po miesiącach nerwobóli wreszcie zamienia się w ten bolący od śmiechu. Czytasz książkę w ciszy. Już się jej nie boisz, bo własne myśli cię nie pochłaniają. Po prostu siedzisz w pięknym miejscu i oddychasz - bez skupienia na akcji 'wdech-wydech'.



























Zołza z wiekiem osiąga niestety niszowe pułapy. Kondycja już nie ta, lenistwo przeciwnie - tendencja wzrostowa. Narzekam na wszystko co się rusza, wydaje dźwięki i przylega do mojego ciała. Jestem w miejscu pełnym dzieci, hałasu i zbyt wysokich temperatur, dla osoby, która ma za wiele miejsc z superzdolnościami do pocenia. Rodzicom chyba udziela się mój malkontentyzm, bo zgadzają się na wycieczkę poza europejską krainę pozornej cudowności. Jestem spragniona spokoju.

Jedziemy w Turcję - prawdziwą, pięknie dziką...


 

i jaka szkoda, że nie tylko my...



 Na wakacjach moich marzeń padał deszcz. Z paczką przyjaciół smarowaliśmy naleśniki czekoladą, a wieczorem kradliśmy Michałowi pasztet z plecaka. Biegaliśmy boso po pustej ulicy i myliśmy włosy w jeziorze. Spaliśmy w osiem osób na jednym materacu. 

To dlatego dwa dni po powrocie z Turcji tak bardzo cieszy mnie pobudka taty : 
"Wstawaj, zabieram cię na Mazury."

  
Do tej pory udało mi się odwiedzić 15 krajów. W żadnym z nich nie było tak przepięknie jak tutaj. Ze wszystkich środowisk, to właśnie jeziora są moim ulubionym. Mówiłam, że miejsca nie zmieniają ludzi....Żywej duszy w promieniu paru kilometrów. Cisza przerywana pianiem koguta i rozbijaniem się wody o molo. Pieprzyć niepewności o przyszłości. Niech to trwa.



Spędzamy wieczory z zimnym piwem w łapie, cudownie nie martwiąc się o nic. To niesamowite, że w miejscach w których pozostajemy ze swoimi myślami sam na sam - myślimy najmniej. Napawam się urokiem chwil i zachwycam naiwną        wiarą, że najlepsze wciąż jest przede mną.






------------------------------------------------------------------------

Bezużyteczne dni mają sens. Podobnie jak cholerne smażenie naleśnikowych nachosów i zmywanie garnków po sosie pomidorowym. Godziny poświęcone na naukę mikroekonomii, czytanie Szymborskiej, a nawet kablowanie policji na sąsiadkę. Długie bezcelowe jazdy autobusem, przesiadywanie na Malcie. Chwile spędzone na rozpoczynaniu dzienników i robieniu motyli z origami. Wydanie ostatnich kieszonkowych na płytę Rojka albo kolejną książkę "po promocji".                                                         Droga Alu, kiedy przyjedziesz ostatniego maja do Lubina, rozluźnij to kretyńsko zaciśnięte gardło i zamiast dławiąco burczeć "Wkrótce się spotkamy", powiedz dziadkowi jak bardzo go kochasz. Następnego dnia, kiedy zrobisz sobie najszczęśliwsze zdjęcie ze swoimi rodzicami, on będzie już wiedział. Powie babci jak bardzo był z ciebie dumny. 
Musisz na to zasłużyć. 
-20-letnia
 TY.











4 komentarze:

  1. Alicjo! Wróciłaś ! Nie wiem czy na tylko ten wpis, czy może na dłużej - nieważne. Zawsze czyta się Ciebie jeszcze lepiej niż poprzednim razem. Czekam na jakiś wolny termin żeby się spotkać i nadrobić ploteczki, niestety nie w Gdańsku ale we Wro :(


    P.S. Nie pić na urodzinach Michała? Źle Ci było? xDDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem czy tylko pod tym wpisem, czy może na dłużej, ale zawsze uśmiecham się do twoich komentarzy. U mnie terminarz wolny, czekam na ciebie i tu i we wro :)

      p.s. nie aż tak źle, bo dzięki tobie dotarłam do łóżka <3

      Usuń
  2. mam nadzieję, że jeszcze tu wrócisz, Alicjo. brakuje mi Twoich wpisów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam taką nadzieję, bo dobrze mi tu było. Zbieram w sobie siły. Jestem już trochę inną Alą i nie wiem czy dalej zołzą. Dziękuję za nadzieję. Może wyjdę na próżną i wyciągnę zbyt śmiałe wnioski, ale to dobrze coś znaczyć dla kogoś lub, co więcej - być obiektem tęsknoty :)

      Przesyłam najszczerszy z uśmiechów i pozdrawiam cieplutko,
      Al.

      Usuń