czwartek, 3 stycznia 2013

leniwiec na wariackich papierach.

Najgorszymi doradcami są ludzie, którzy nas znają, bo jeden od drugiego jest mądrzejszy i każdy chce tylko lepiej. Wychodzi na to, że robią ci z mózgu sieczkę i rozrywają  niczym kawałek najlepszego mięsa w ostateczności nie interesując się twoim dobrem (coś jak kłótnia z młodszym bratem- po pewnym czasie zapominasz o istocie problemu, ale mimo tego dalej się z nim droczysz).

Tak więc pod wpływem moich emocji i ostatnio zszarganych myśli (brak brzoskiego w ławce na polskim pobudza moją twórczość prozaiczną) zdecydowałam się na kontakt z ludźmi, których nie znam.
Pobudzona felietonem Kaliny wysłałam kilka wariackich, elektronicznych listów do przypadkowych (lub mniej) person.Odpowiadały lub nie, ale wyjątkowo ucieszył mnie mail zwrotny, który dostałam od niezwykłego człowieka (przy okazji mojego guru) .
Z dumą małego dziecka pozwalam wam go przeczytać :

-jak możecie się domyślać cała sprawa wiązała się z wyborem studiów. Upatrzyłam sobie kilka kierunków, zbierałam wszystkie za i przeciw i w ostateczności się udało.

...bo ze mną to jest tak, że przez całe życie próbowałam coś komuś udowadniać. Od małego chciałam być wyjątkowa. Mieć inny kolor rajstop i chcieć robić coś innego niż weterynaria czy kariera piosenkarki.
Problem w tym, że zawodu dla mnie jeszcze nie opatentowano i trzeba brać co jest. Pojawiały się więc szalone pomysły zawędrowania na lotnictwo czy ekonomię (czyt. ja matematyk). I w gruncie rzeczy zdałam sobie ostatecznie sprawę, że może całe sedno mojego szczęścia tkwi w tych zwykłych rzeczach, może to właśnie te rzeczy tak często niewidziane przez innych będą źródłem mojej radości. Nie będę już się męczyć. Zajmę się tym w czym od zawsze byłam najlepsza (weźcie wdech - to nie dziennikarstwo)

.....

 w ogóle jeśli chodzi o instytucję szalonego życia studenta  to zewsząd napływają propozycje współlokatorstwa.

A ja zakłopotana -  bo po pierwsze indeksu na ulicy jeszcze nie znalazłam, po drugie biedaki nie wiedzą na czyje towarzystwo  się piszą.... "Ja będę zbierać twoje brudy z podłogi i składać ciuchy" - powiedziała dzisiaj jedna osóbka."Nie no weź... zaoszczędzimy na rachunkach... kawalerka z ogromnym łóżkiem" -dorzuciła kolejna. Hahaha - trzymam za słowo !

i pomimo tego, że mam ostatnio lenia na wszystkie możliwe zajęcia dodatkowe to myślę, że do listy powinnam dorzucić jeszcze jakiś kurs skutecznego przemawiania czy coś...
bo sama manipulacja w przygotowaniu prezentacji studniówkowej nie wystarcza, a prędzej niż mój głos wysiądzie chyba cierpliwość do rozpuszczonej jak dziadowski bicz 3c. Nauczyciele nie chcą współpracować, muzyka nie działa, a wszyscy właściwe to mają gdzieś. Ale co tam...

"Ludzie inteligentni robią wszystko na ostatnią chwilę"- usłyszałam od nich dzisiaj.
No gratuluję... został tydzień do studniówki.

Swoją drogą wszystkie salony fryzjerskie 12 stycznia są czynne do 14.00. Powodzenia sobie życzę w siedzeniu ze 'zrobionymi' włosami do 19.00 <3
no nic...
od niedługiego czasu wieczory brzmią Nosowską,
którą dostałam w prezencie.

"Kto tam u ciebie jest" 



p.s. KaKa, mój czas wolny , moje cappucino, kakao
i baseny należą teraz do ciebie. Możesz mnie zarezerwować kiedy tylko zechcesz !
(tym samym zmuszę cię do odebrania twojego upominku)


Ach, ach... Jeszcze tak odrobinkę z mojego sylwestra:







 





2 komentarze:

  1. Z pierwszym zdaniem na pewno się nie zgodzę :D Poza tym skąd ja znam ciągłe pytania o dzielenie mieszkania, jednak muszę wszystkim odmawiać bo swojego już znalazłam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Ci zazdroszczę! Też chciałabym, aby mój autorytet dał mi swoją opinię co do paru spraw, a już na pewno tych, które zaczną się w październiku...

    OdpowiedzUsuń