Mój matematyk siedzi przy biurku, ogarnia dokumentację, chłopcy pałętają się po sali z tablicą. Nagle słyszę "Ala, zrobisz mi kawę ?". Unoszę zadziornie brew, zmieniam ton głosu na ten typowo kobiecy, z przeciągniętym akcentem i krótko, aczkolwiek treściwie odpowiadam "Nie". Tomek przyzwyczajony do mojej nonszalancji i zamiłowania do droczenia się, mimo wszystko, zaciekawiony - drąży "Dlaczego nie ?".
"Kobiety sukcesu nie parzą kawy facetom. Nawet jeśli ci uczą ich matematyki, nawet jeśli skończyli super studia, mają własną firmę i piękną narzeczoną. Mężczyźni są jak dzieci, a dzieci się wychowuje. Możesz sobie wstać i sam zrobić.". Chłopcy zaglądają zza drzwi, ci którzy mieli przede mną lekcje odkładają na bok pady od playstation i wszyscy łącznie ze mną - wybuchają śmiechem. "Jesteś jednak zołzą."- mówi matematyk.
Bodajże przedwczoraj wychowawczyni zakończyła jedną ze swoich słynnych anegdotek, pytaniem do klasy "ile procent mózgu wykorzystujecie ?". Dumny Maciu, usadowiony w ławce niczym szanowny Don Machiano z pewnością w głosie odpowiada "100". Trzy czwarte klasy wybucha śmiechem, przypieczętowując autorytet Pani Kabat.
Ale Maciu wcale się nie śmieje, bo Maciu wcale nie żartował.
Ale Maciu wcale się nie śmieje, bo Maciu wcale nie żartował.
Zbulwersowany, opowiada mi wieczorem, że ludzie żyją w słodkiej nieświadomości, że mają nadzieję, że mogą być lepsi, piękniejsi i bardziej inteligentni, kiedy tylko tego zechcą, bo przecież wykorzystują tylko jakiś procent swojego mózgu, a tak naprawdę są uśpionymi geniuszami i bogami seksapilu. O ironio !
Zapalam nocną lampkę, kładę się plecami na dywanie i zamiast robić brzuszki, gapię się w sufit i myślę, bo... bo ja... ja też żyję z taką świadomością. Że mogę być lepsza, mieć super ciało, lśniące włosy, że mogę być kimś ważnym, kobietą sukcesu z facetem, który tę kawę robi nawet wtedy kiedy go o to nie proszę. Wiem, jak doskonale wyglądać bym chciała i jak zachowywać przy ludziach bym się mogła. Potrafię wymienić cechy, które powinny być w moim posiadaniu i rzeczy, które kiedyś będę miała. Czy żyję marzeniami ? Może. Ale idealne 'ja' ma w sobie każdy. I każdy z nas wierzy, że kiedyś tą cząstkę w sobie rozwinie, że kiedyś będzie właśnie taki jaki chce być naprawdę. To nie jest złe. To proste, ludzkie, zwyczajne. Żyje się łatwiej mając nadzieję, że kiedyś będzie lepiej.
Anna Jurgaś w kwietniowym felietonie pisze "Nie bądź sobą, bądź wymarzoną sobą".
I dziś w nocy zostawiam was z tą myślą i moimi trzema wymarzonymi rzeczami do których się zbieram i które w końcu (tak urzeczywistniając sny) kupię :
-po pierwsze szminka. Ponoć powinna ją mieć w torebce każda kobieta. Ja mogę się poszczycić jedynie bezbarwną pomadką w kieszeni czy połyskującym błyszczykiem w szufladzie, ale.. z tym już koniec. Na wiosnę zainwestuję w jakiś odważny kolor (śliwka, koral albo fuksja) , który pomoże metamorfozie moich wąskich warg i być może trochę mnie odmieni na jakiejś nadchodzącej imprezie (łohohohoho za rok, może dwa).
-po drugie - perfekcyjny biustonosz. Z uwagi na fakt, że nie zwykłam się rozbierać przed nikim i w tej kwestii stawiając zwyczajnie na wygodę - moja jedyna wypasiona bielizna to ta ze studniówki, dodatkowo chowająca się gdzieś w szafie, bo koronkowe figi jakoś nie okazały i nie okazują się bardziej przydatne.
Ale.. pomyślałam sobie, że seksowna i (bądź co bądź) kosztowna bielizna, dodaje odwagi, pewności siebie i nawet jeśli nikt tego nie ogląda - dobrze popatrzeć rano w lustro na perfekcyjnie oprawiony biust i powiedzieć 'O cholera, jestem seksowna', a z taką myślą i głową do góry pokonać cały dzień na celujący ( a raczej - miseczkę C :).
Dlatego - bardotko idealna - gdzie jesteś ?
Anna Jurgaś w kwietniowym felietonie pisze "Nie bądź sobą, bądź wymarzoną sobą".
I dziś w nocy zostawiam was z tą myślą i moimi trzema wymarzonymi rzeczami do których się zbieram i które w końcu (tak urzeczywistniając sny) kupię :
-po pierwsze szminka. Ponoć powinna ją mieć w torebce każda kobieta. Ja mogę się poszczycić jedynie bezbarwną pomadką w kieszeni czy połyskującym błyszczykiem w szufladzie, ale.. z tym już koniec. Na wiosnę zainwestuję w jakiś odważny kolor (śliwka, koral albo fuksja) , który pomoże metamorfozie moich wąskich warg i być może trochę mnie odmieni na jakiejś nadchodzącej imprezie (łohohohoho za rok, może dwa).
-po drugie - perfekcyjny biustonosz. Z uwagi na fakt, że nie zwykłam się rozbierać przed nikim i w tej kwestii stawiając zwyczajnie na wygodę - moja jedyna wypasiona bielizna to ta ze studniówki, dodatkowo chowająca się gdzieś w szafie, bo koronkowe figi jakoś nie okazały i nie okazują się bardziej przydatne.
Ale.. pomyślałam sobie, że seksowna i (bądź co bądź) kosztowna bielizna, dodaje odwagi, pewności siebie i nawet jeśli nikt tego nie ogląda - dobrze popatrzeć rano w lustro na perfekcyjnie oprawiony biust i powiedzieć 'O cholera, jestem seksowna', a z taką myślą i głową do góry pokonać cały dzień na celujący ( a raczej - miseczkę C :).
Dlatego - bardotko idealna - gdzie jesteś ?
(ładna sukienka, tak btw.)
- i po trzecie - nowy telefon. Konieczność konieczna. Bo choć swój kocham całym sercem, mam na nim całe setki filmików i tysiące zarysowań świadczących o wszelakich wzlotach i upadkach. To świat (a raczej znajomi) wymagają ode mnie czegoś bardziej pasującego do ludzi niż moja kuloodporna cegiełka.
A z racji tego, że jestem wyjątkowo wymagająca i totalnie przeciwna wszystkiemu co dotykowe
łupem najprawdopodobniej padnie Nokia Asha
Dobra, polansowałam się, pochwaliłam, wypisałam gdzieś moją dzisiejszą energię
i teraz ze spokojem po - wreszcie dobrym dniu - mogę iść spać.
Bawcie się dobrze, na 19.00 zahaczcie o Wieczór Chwały,
uśmiechajcie się i nie przestawajcie kochać tego co naprawdę ważne
-siebie bez udawania kogoś innego.
Odcięłam kawałek włosów czy problemów ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz