czwartek, 7 stycznia 2016

Jak być ze sobą okey?

Zdarzyło się tak szczęśliwie w ostatnim roku, że wygrałam udział w warsztatach z Cosmopolitan. Akademia Siła Kobiecości zapewniła mi cały dzień rozrywki, morza motywacji, kupę wzruszeń i bolącego od śmiechu brzucha w samym sercu redakcji. Spotkałam się z paroma celebrytkami, jadłam hipsterskie dania, robiłam zdjęcia z Grzesiakiem i ostatecznie... przeszłam ubraniową metamorfozę. Numer z odmienioną mną ukazał się co prawda w październiku, ale dziś wracam do tego wspomnienia, ponieważ z początkiem stycznia znalazłam w sieci TAKĄ OTO historię z moim udziałem i uśmiechnęłam się.

Znam siebie zbyt dobrze.



A ty?

Po latach walki z kompleksami, stosowania długodystansowych diet, które kończyły się zbyt szybko, biegania i sapania, krótkiego spania, a także finansowego przebrnięcia przez grono kosmetycznych nowinek - umiem uśmiechać się do odbicia w lustrze. Właśnie wtedy, kiedy nie widać żadnego efektu z wyżej wymienionych przeżyć, właśnie wtedy, kiedy przez swoją puchową, zimową kurtkę zyskałam pseudonim pampucha i właśnie wtedy, kiedy na udach widzę pierwsze cellulitowe bruzdy. Mam wreszcie odwagę powiedzieć Wam, ale przede wszystkim sobie, że uważam siebie za niezłą babkę. Nie dlatego, że mam jakieś chore fetysze czy niepodpartą niczym pewność siebie, ale dlatego, że żyję i czuję się ze sobą okey. Chcę Was tym zarazić. I jeśli uda mi się przesłać tego wirusa na chociaż jedną osobę, to znowu urosnę o parę centymetrów (choć po cichutku liczę, że jednak nie wszerz). 


Poczucie własnej wartości


Od tego wyjdźmy. Czy znasz swoją wartość? Czy nie jest ona zaniżona, a może przeciwnie - sam sobie stawiasz piedestały? Myślę, że każdy z Was (jeśli nie sam) ma w swoim otoczeniu osobę, która wiecznie narzeka. Nie mogę już znieść tego "Jestem taka gruba" z ust 50-kilowej dziewczyny,"Mam wyłupiaste oczy" - kiedy są duże i piękne, czy chociażby "galaretowate uda", gdy spodnie 34. Zastanawiam się po co, a potem sama skrzętnie zakrywam dekolt i marzę o operacji nosa. Utarło się przekonanie, że musimy być jacyś.


  

Dlaczego nie chcesz być właśnie takim, jakim już jesteś?


...ponieważ prawdopodobnie siebie nie lubisz


Ile razy pukałeś się w głowę, widząc, że ona jest z tym cynikiem, a on znosi ją mimo propagowania idei focharstwa? To paradoksalnie i moja bolączka. Odrzucam potencjalnych kandydatów na zbudowanie szczęśliwego związku przez nadmierne analizowanie braków. A przecież ludzie się kochają! Z tymi niepozmywanymi naczyniami, nadmiernymi kilogramami, przerośniętym ego i z za słoną zupą (choć to ostanie w nawias, bo ponoć biją). Chcę powiedzieć, że mamy jakiś globalnym problem z braniem tego do siebie. Z braniem tej miłości, rzecz jasna. Pawlikowska mówi: 
Kocham i jestem kochana. Nie dlatego, że ktoś z zewnątrz daje mi miłość, ale dlatego, że ja sama umiem kochać siebie.. Ja mówię: zacznij od napisania na lustrze "Jesteś super" i uśmiechnij się do siebie na początek dnia. Nikt Cię tak nie powita, jak ty sam . Mały krok dla lustra, ogromny dla przebywającej z Tobą ludzkości (czyli także Ciebie, bo musisz się stety znosić). Spróbuj trzymać się myśli "Jestem super", a potem stań na parę minut w pozycji superbohatera, o TAK.




Pokochaj normalność.


Nie uwierzę, że żadne z Was chociaż raz nie zrobiło zdjęcia efektownej potrawy, że nie kupiliście czegoś ze względu na metkę i że trendsetterski cydr początkowo nie podjeżdżał tanim jabcakiem pana Wieśka. Najlepsze potrawy są absolutnie niefotogeniczne, a przecież  w gruncie rzeczy wielka jest nasza miłość do pierogów i mielonych. Bądź mielonym. Bigosem, rosołem, schabowym, albo właśnie pampuchem. Może nie brzmi to najlepiej, ale najlepiej obrazuje to, co chcę przekazać. Znasz swój smak, wiesz jak dobry być potrafisz. Prawdopodobnie wszyscy kołczowie świata palą mnie teraz na stosie za potencjalne propagowanie idei wygodnictwa, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, żebyście kochali siebie wtedy, kiedy na zdjęciu macie dziesiąty podbródek, mimo braku przywiązania do hinduizmu na porannym czole dostrzegacie czerwoną kropę, a współlokator sugestywnie opowiada o nowych metodach depilacji. Spoko jak jest spoko. Spoko jest być mielonym. Spoko sobą. I ze sobą.

 

Szanuj

 

Nie tylko zieleń (choć powinieneś). Moi bliscy mają inne poglądy polityczne niż ja, wierzą w inne rzeczy lub nie wierzą wcale. Piją i nie piją. Palą i nie palą. Jedzą... a nie - to akurat wszyscy. Niektórzy cierpią na bezsenność, a jeden nierzadko śpi do południa. Każdy z nich na pewno kieruje się innymi wartościami i ma inne przekonania w życiu na temat życia. Mimo tego trzymamy się razem. Szanuję prawo do innego zdania niż moje, a nawet cieszę się, jeśli ktoś takowe ma (bo rozmowa ciekawsza). Nie ma we mnie zgody na mówienie komuś jak ma żyć. Ufam, że wszyscy możemy być różni i nie zgrzytać przy tym zębami. Dzięki różnorodności możemy się nieustannie od siebie uczyć. Hejting jest niezdrowy. Odpuść. Kochaj. Przepraszaj i dziękuj. Bądź przyzwoity i dobry, bo to się zwraca - choć nie zawsze - ale i z tym trzeba sobie radzić przyzwoitością. Uśmiechnij się do pani w sklepie, powiedz koleżance, że dobrze wygląda (jeśli naprawdę tak myślisz, bo kłamać nie wolno) i zagadaj kogoś przypadkowego w autobusie (ludzie w komunikacji miejskiej są fascynujący! patrz -> ja). Wnoś do świata to, co chcesz od niego otrzymywać.

 

 Jedź w cholerę

 

...albo i dalej. Podróże są ważne. Mój tegoroczny budżet co prawda nie przewiduje w najbliższych miesiącach zagranicznych eskapad, ale na pewno nie odmówię sobie wycieczki do Torunia (bo i czemu nie tam?) czy bycia w polskich górach o każdej porze roku (taki mam challange na 2016). Ucieknij od siebie, jeśli musisz. Zostaw to, co musisz zostawić. Styczeń to dla mnie taki poniedziałek w ciągu roku - rzucona na gorący olej popadam w stan nieuzasadnionego przygnębienia. Jeśli nie potrafisz określić jasnej przyczyny swojego smutku - pojedź w ciemno. Czasami, kiedy jestem w rodzinnym mieście wsiadam do auta i krążę po pustych ulicach, we Wrocławiu wsiadam w przypadkowe tramwaje, ale tak naprawdę od lat noszę się z zamiarem zabrania przyjaciela i ruszenia donikąd (obstawiam, że w tym roku ktoś dostanie ode mnie taki prezent urodzinowy). Widzisz w życiu bywa tak, że musisz się zgubić, by znaleźć drogę. Zacznij od spaceru. Teraz.


Nie dawaj się


Jestem tak skonstruowana, żeby działać multi-zadaniowo, ale rozumiem to dopiero teraz. Jako nastolatka cierpiałam na nijakość i bardzo mi ciążyło, że nie umiałam się wpisać do żadnej z grup czy  ram. Jakoś tak potrzebujemy się zamknąć w szufladzie, poczuć, że do czegoś należymy i że powinniśmy gdzieś pasować. Nie kieruj się opiniami innych. Rób to, na co masz ochotę i co w danym momencie czujesz. Zbagatelizuj wszystkie nieprzemyślane życzenia z cyklu "Nigdy się nie zmieniaj.", bo zmieniać się musisz, żeby iść do przodu. W życiu wydarzy się jeszcze ogrom rzeczy, spodoba Ci się coś, czego teraz nie lubisz, ktoś Cię kopnie w dupę, ktoś pocałuje - to wszystko będzie kształtować osobę, którą jesteś. A nie jesteś słowami innych ludzi, ba - mało tego - nie jesteś myślami samego siebie. Nie pozwól sobie żyć przekonaniami na Twój temat, nie przyzwyczajaj za długo ludzi do tego, jaki jesteś. Nie daj się oswoić - zaskakuj, szczekaj i gryź kiedy trzeba. Broń tego, co uważasz za słuszne. Dwie pierwsze reakcje na pytanie o moje studia, to dwa inne pytania: "Co będziesz z tego miała?" i "Po co to robić?". Staram się wtedy nie mieć ciśnienia pięćset, ale brak wiary w drugiego człowieka zawsze boli. Tak samo, kiedy słyszysz, że gdzieś czegoś masz za dużo, albo, że się na czymś nie znasz. I że zawsze będziesz sama. Nie przepraszaj, nie przytakuj i broń Cię borze i gaju, żebyś się w tych wszystkich sytuacjach śmiał się z samego siebie. W Twoim życiu jest miejsce na złość. Masz prawo krzyczeć, płakać i eksplodować. Chwile, w których rozpadamy się na miliony kawałków mówią o nas najwięcej. Pozwól sobie na upadek, a potem podnieś rękawice i oddaj. Nie zostałeś stworzony do bycia ofiarą.


Stojąc w redakcyjnej przymierzalni pomodlę się, żeby za małe o dwa rozmiary spodnie choćby wsunęły się na moje pośladki. Na wystylizowanym zdjęciu będę miała na sobie za duże, człapiące szpilki i karmelową kamizelkę, która skrzętnie zasłoni rozdziawiony jak moja uśmiechnięta gęba rozporek. Nos zabłyszczy pełnym sebum blaskiem, powieki przymkną się pijackim gestem, a włosy radośnie oklapną na cztery strony świata. Po serii zdjęć przebiorę się w oversizową bluzę imitującą sukienkę i do niczego niepasujące buty. Wrócę do hostelu na ostatnim piętrze akademika i zapakuję do plecaka pozostałości po śniadaniu - paczkę kabanosów i żółtego sera. Potem pochodzę jeszcze trochę po przemokniętej Warszawie, zgubię się dziesięciokrotnie i zajmę miejsce w pociągu do Wrocławia. "Szefowo, czy szefowej będzie przeszkadzało, jeśli otworzę sobie puszkę piwa?" - zagada jedyny w przedziale pasażer optymista. Uśmiechnę się. Znam siebie zbyt dobrze.



A ty?