niedziela, 3 maja 2015

Poskromienie złośnicy.



Miałyśmy gigantyczne okienko między zajęciami, ale siedziałyśmy na uczelni kolejny dzień w tym tygodniu od samego rana. Byłyśmy zbyt zmęczone żeby wrócić do domu, zbyt zmęczone na pogaduchy, byłyśmy zbyt zmęczone na cokolwiek, co wymagało umysłowej interwencji, więc stałyśmy teraz na tym cholernym przystanku w promieniach słońca bez słów, znając nawzajem nasze największe marzenie, które w środowy poranek ucieleśniała poduszka.

 "Byle do 17." - powtarzałam w głowie niczym zaklęcie - "Do sieeeedeeeemnaaastej' - ziewnęłam

Kawa nie pomogła. Spojrzałam na Ulę w poszukiwaniu jakiegoś tematu do rozmów, który równie magicznie przywróciłby mnie do życia. Prawdę mówiąc, byłoby to cokolwiek, co nie nawiązywałoby do studiów. Tamtego dnia wisiało jeszcze nad nami kolokwium, a ja przez cały weekend zamiast zaczytywać się we Freudzie, mądrze skrobałam recenzje filmów animowanych, ciągi dalsze ukraińskich opowiadań, a nawet plan wychowawczy dla ucznia z problemami (szczerze mówiąc - przy doświadczeniach z moim obecnym małoletnim sąsiadem - przywiązałabym takiego delikwenta taśmą izolacyjną do kaloryfera). Nie napisałam tego. Żałuję, bo znowu jutro rano gówniarz będzie darł mordę, że nie chce do szkoły albo odśpiewa sztandarowy hymn "Kup mi kurwa kompuuuuter!". Gnój mija mnie na klatce z yorkiem "Dzień dobry Pani, miłego dnia.". Jutro go zrzucę.



Przyglądając się błagalnie koleżance, szczęśliwie dostrzegłam na jej łydce niewielki tatuaż.
-O ! Co masz tam wydziarane ? - zapytałam z nieskrywanym entuzjazmem, wyrywając ją z zapewne równie egzystencjalnych rozważań.
-Zęba. - uśmiechnęła się, podwijając nogawkę wyżej.
Moje doświadczenia stomatologiczno-ortodontyczne powinny mi pomóc już rozróżnić trzonowca od kła, wiedzieć ile mamy zębów przedtrzonowych i ile trzonowych w najbliższym czasie wyrwę, ale w tamtym momencie nie myślałam o jego rodzaju, wieku czy pochodzeniu. Niewątpliwie był to ząb. Dorodny ząb na dorodnie szczupłej łydce.
-Dlaczego... -  włączyłam sztandarowy uśmiech numer trzydzieści sześć - ... dlaczego masz wytatuowanego zęba ?
-A dlaczego nie ? - Ula mrugnęła do mnie okiem i zsunęła nogawkę niżej.

Pomyślałam, że to strasznie mądre.



W świetle prawdziwego znaczenia wszystko, co ważne staje się trywialne (...)

Wierzę, że rzeczy, wydarzenia i ludzie występują w naszym życiu z jakiegoś powodu, ale ufam przypadkom. Sytuacjom, które dzieją się, kiedy zbaczamy z drogi albo brniemy pod prąd. Swoje emocje i wspomnienia przypinam wtedy do konkretnych miejsc. To punkty w których się buntowałam. Przeciwko sobie.



Miałam tyle pomysłów na majówkę, że wylądowałam w końcu tutaj. W Krakowie jestem cyklicznie, zawsze cyklicznie, zawsze w innym towarzystwie, zawsze w takim, które uznaję za właścicieli jakiejś cząstki mnie. Myślę, że to bardzo ładne miasto, ale jednak się nie zachwycam, co więcej... opanowuje mnie jakiś przedziwny strach, że po powrocie z Wawelu, coś znowu się zmieni. Doprawdy stabilizacja stała się moim największym marzeniem. 


Nic nie może być dobrze, jeśli najpierw nie będzie źle. To moja nowa dywiza, z którą w stu procentach się utożsamiam. Nie tylko dlatego, że złe rzeczy przydarzały się w moim życiu, ale dlatego, że ja sama robiłam źle. 

Mam fantastyczny kontakt z rodzicami. Jeździmy do siebie nawzajem, razem podróżujemy i dużo rozmawiamy. O wszystkim. Mówię rodzicom o wszystkim, bo mam do nich ogromne zaufanie, bo wiem, że pomogą mi tylko wtedy, jeśli ja pomogę im zrozumieć. Miejsce w którym jesteśmy teraz, to cel drogi, którą musieliśmy długo iść. Trzaskanie drzwiami, ryki, ucieczki z domu, to przystanki, przez które przechodziliśmy szturmem, zostawiając za sobą nowe koleiny. 

Jako 20-latka, chciałam ich mieć takich jakimi są teraz. Bo są cudowni


Zdaję sobie sprawę z tego, że moje relacje z bliskimi mogą się wam wydawać obrzydliwie kolorowe. Jasne, że mieszkając z Maćkiem drzemy koty o porządek, że wkurzają mnie humorki Michała i kiedy moja mama próbuje być bardziej moją koleżanką, niż rodzicielką. Jasne, że czasami przyjaźnie przeżywają tendencje spadkowe i czasami czuję, że staram się bardziej niż powinnam. Nauczyłam się jednak rozmawiać. Nie wybuchać krzykiem, czy barykadować  w zamkniętym pokoju. Umiem powiedzieć, co mi przeszkadza, a co denerwuje. Umiem mówić prawdę. Wiem, czego chcę. Dokładnie nazywam, to czego oczekuję. To zmienia wszystko i bardzo, bardzo ułatwia życie.



Nie da się zmienić osób, które kochamy. Bo to tak jakbyście zabierali sobie cechy, dzięki którym ci ludzie są w waszych sercach. Kochamy ich za wszystko czym są. Musimy to zrozumieć
 i zaakceptować, bo to nasze reakcje na ich cechy i wady, sprawiły, że jesteśmy tacy, a nie inni.





Szczęście to akceptacja i zrozumienie.
Szczęście to miłość.
Czasami szczęście nie ma żadnego wytłumaczalnego powodu.