Mężczyzna.Róża.Samochód.Podróż.Kawa.Teatr.Spacer.Wieczór.Rozmowy.
Wszystko brzmi tak paskudnie dojrzale. Wszystko tak nieprawdopodobnie nieswojo.
Brzmi inaczej. Zupełnie. Zupełnie jak coś od czego powinnam uciekać.
A jednak... jak coś co chciałabym nieustannie odtwarzać.
-no. przynajmniej co miesiąc zamierzam :)
"Blanche i Marie" na wrocławskiej scenie jak najbardziej do polecenia intelektualnym jednostkom wybitnym.
(a tak szczerze to para zagubionych, szalonych nastolatków pośród czterdziestoletnich
widzów wyglądała co najmniej dziwnie)
Niedziela Gosiowo. Relacje z burżuazyjnej studniówki, zdjęcia najpiękniejszej przyjaciółki
i wizyta u tej drugiej -zakochanej po uszy, znanej szerzej jako maleństwo i wciąż robiącej najpyszniejsze kakao na świecie i kochającej słodycze tak mocno jak ja.
Udało mi się przy okazji (wreszcie!) poznać Nielsa - szczęśliwego wybranka. I choć angielski Małgoni w porównaniu do mojego to chiński mur i osiedlowy krawężnik- ta para najlepiej wygląda jak milczy, tuli się i tak czule na siebie patrzy. Cóż - mi pozostaje tylko się przyglądać, podziwiać i uśmiechać kiedy i oni odsłaniają śnieżnobiałe ząbki, żartując w języku... miłości.
Tymczasem zepsułam swój komputer, od jutra zaczynam maturalną rzeźnię, chodzenie na basen (Laura, chcesz się podczepić ?)i wżeram owoc, który mógłby konkurować z czekoladą.
Jedliście liczi ?